wtorek, 3 września 2013

Rozdział 40

- ... wyjdziesz za mnie? - zapytał, a mnie zamurowało. To już drugi raz jak o to pyta, a ja jeszcze bardziej nie wiem co zrobić. Przecież wtedy po naszych zaręczynach zaczęło się wszystko walić, a co jeśli teraz też tak będzie? Mam 100 myśli na minutę i sama nie wiem co zrobić. Nie mogę go tak trzymać wieczność klęczącego przede mną. Boże Jess weź się w garść. Dasz radę.
- Justin..... Boże, jjjjjjaaaa...... jjjja nie wiem, co mam ci odpowiedzieć. Z jednej strony bardzo bym tego chciała, a z drugiej cholernie się boje. Proszę cię daj mi chwilkę. - spojrzał na mnie smutnym, a zarazem błagalnym spojrzeniem. Podeszłam do samego końca dachu. Podziwiałam cały krajobraz wokół mnie. W mojej głowie panował totalny chaos. Nie umiałam się na niczym skupić. Biłam się z myślami, a to wszystko przez te jedno pytanie.
- Jess? - usłyszałam gdzieś za sobą. Obróciłam się, a moje usta od razu napotkały te tak dobrze znane malinowe wargi. Oboje pogrążyliśmy się w namiętnym pocałunku. W tej chwili wszystkie moje myśli wyparowały. Pragnęłam tylko jednego, Justina.
Nasz pocałunek przeradzał się w coraz gorętszy. Hormony buzowały. Żadne z nas nie chciało i nie miało zamiaru tego przerywać. Justin wziął mnie na ręce, nie przestając całować. Zbiegł schodami w dół budynku. Otworzył jedne z drzwi, a moim oczom ukazała się mała, przytula sypialnia.

Położył mnie delikatnie na łóżko, sam kładąc się nade mną. Przejechałam rękoma wzdłuż jego tortu, rozpoznając po kolei każdy guzik jego koszuli. Natychmiast zrzucił ją z siebie i przystąpił do rozpinania mojej sukienki. Po krótkiej chwili leżeliśmy nadzy w swoich objęciach wciąż obdarowując się pocałunkami. Justin przeniósł dłonie na moje piersi i zaczął he masować i ugniatać. Jego pocałunki zjechały wzdłuż szyi po brzuch. Wiłam się z rozkoszy. Czułam się jakbym to wszystko przeżywała po raz pierwszy. Justin spojrzał mi w oczy pytająco. Pokiwałam głową na tak, a on już we mnie wchodził. To było jak błogosławieństwo. Krok ku wielkiej rozkoszy. Poruszał się we mnie szybko, stanowczo, ale za razem delikatnie. Obydwoje sapaliśmy z wysiłku.
- O Boże....... - wyjęczałam mu do ucha.
- Wystarczy Justin kotku. -zaśmiał się i pocałował mnie.
- Jusssss... mocniej. - czułam, że już długo nie wytrzymam. Mój ukochany wykonał moje polecenie, a chwilę później oblała mnie fala niesamowitej rozkoszy.
- Wyjdę za ciebie kochanie. - wyszeptałam mu do ucha i zasnęłam wtulona w jego ciepły tors.

Następnego dnia obudziłam się nadal w ramionach mojego narzeczonego. Mam nadzieję, że tym razem podjęłam słuszną decyzję i nic nie obróci się przeciwko mnie.
Spojrzałam na Justina. Już nie spał tylko się mi przyglądał. 
- Dzień dobry kochanie. - wyszeptał i pocałował mnie w usta. Uśmiechnęłam się i pogłębiłam pocałunek.
- Musimy wstawać. - powiedziałam i przeciągnęłam się. powoli podniosłam się z łóżka idąc po swoje ubrania.
- Nie uciekaj mi.
- Wstawaj Carmen i Drew się za nami stęsknili. Nie zapominaj, że mamy dzieci,które nas potrzebują. - skarciłam go delikatnie. Nic przecież nie poradzę na to, że jak nie widzę swoich dzieci dłużej niż 4 godziny, to robię się nerwowa.
- Nie martw się jest z nimi mama.Jak tak bardzo ci zależy to już wstaje. - posłał mi smutny uśmiech i zaczął się ubierać.

W niecałą godzinę byliśmy z powrotem w domu. Przy dżwiach przywitała nas Carmen, a zaraz w salonie słodki śmiech Drew.
- Byłaś grzeczna królewno? - zapytał Justin łaskocząc córeczkę, która śmiał się w niebo głosy.
- Tak tatusiu, byłam. - wykrzyczała przez śmiech. Ja w tym samym czasie rozmawiałam z Pattie i karmiłam synka. Brakowało mi tego hałasu mimo, że nie było nas tylko przez wieczór i noc.






!!!!!!!WAŻNE!!!!!!!

OD AUTORKI:
Jeśli dalej tak będzie, to to ostatni rozdział, który dodaje. Ja się naprawdę staram, a tylko 4 osoby potrafią wyrazić swoją opinię o rozdziale. Nie proszę was o komentarze na dwie strony A4. Wystarczy tylko jedno słowo np czytam, choć dłuższym komentarzem nie pogardzę, a na pewno postaram się poprawić jakiekolwiek błędy.
Więc teraz tak:
Jeśli będą 23 komentarze będzie nowy rozdział. Nie mówię, że od razu gdy tyle się nazbiera, ale na pewno przerwa nie będzie dłuższa niż tydzień.

piątek, 2 sierpnia 2013

Rozdział 39

Powoli schodziłam po schodach chcąc zrobić dobre wrażenie na Justinie.  Gdy byłam już na dole rozejrzałam się dokoła. Dziwne, nikogo nie było. Byłam kompletnie zdezorientowana. Kazał mi się ubrać i przyjść do salonu, a jego nie ma?! Weszłam w głąb pomieszczenia, na stole leżała mała czerwona karteczka w kształcie serca. Od razu ją podniosłam i zaczęłam czytać.



Kochanie!
Dziś nasz wyjątkowy dzień. 
Jeszcze nie wiesz o co mi chodzi, ale obiecuje, że będziesz zadowolona. Szukaj róży, która ci powie co dalej robić.
Kocham cię! Do zobaczenia.




Ciekawe co ten głupek znowu wymyślił. Jeszcze bawi się w podchody. No nic trzeba znaleźć róże. Czułam, że dzisiaj moje życie się diametralnie zmieni. Mam tylko nadzieje, że na lepsze, nie na gorsze. Wyszłam przed dom, a tam na wycieraczce leżała róża. Podniosłam ją, miała przyczepioną kolejną karteczkę.





Spójrz w lewo.
Kocham cię.




Odruchowo spojrzałam tam gdzie mi kazał. Zobaczyłam czarną limuzynę. Obok stał jakiś mężczyzna  w garniturze. Podeszłam bliżej.
- Pani Jessica Bieber? - zapytał.
- Yyyyy... tak. - Bieber? Przecież my nie jesteśmy po ślubie.
- Zapraszam do środka. Pan Justin już na panią czeka. - skinęłam głową i wsiadłam do auta, po tym jak czarno skóry otworzył mi drzwi.
- Dokąd jedziemy? - zapytałam po 10 minutach jazdy. Byłam bardzo ciekawa co Justin znów wymyślił.
- Nie mogę odpowiedzieć na to pytanie. Na pewno będzie pani zadowolona. - powiedział i uśmiechnął się do lusterka.

Po 40 minutach drogi byliśmy na miejscu. Zanim wysiadłam, Rick, jak się dowiedziałam, podał mi czarną chustę, żebym zawiązała na oczy. Zrobiłam to i wysiadłam.
- Rick? - zawołałam, ale nikt mi nie odpowiedział. Kurwa! Co to ma być?! Coraz mniej zaczynało mi się to podobać. Sięgnęłam rękoma z tyłu głowy w celu zdjęcia przepaski z oczu, ale poczułam czyjeś dłonie na swoich.
- Jesteś strasznie niecierpliwa kochanie. - ktoś wyszeptał mi do ucha i przegryzł jego płatek. Tym kimś był Justin. Poznałam go po perfumach. 
- Jeszcze chwilę musisz zostać z zamkniętymi oczami. Gwarantuje ci, że niespodzianka będzie tego wszystkiego warta. Teraz uważaj. Złap mnie za rękę, a ja cię poprowadzę. - powiedział, po czym splątał moje palce ze swoimi. Prowadził mnie przez schody. Duuuuużo schodów. Gdy myślałam, że już jesteśmy na miejscu, on powiedział, że jeszcze kawałek. Zaprowadził mnie chyba do windy. Przytuliłam się do niego i czekałam, aż będziemy na miejscu.
- Jes, możesz już zdjąć opaskę. - powiedział i pomógł mi ją ściągnąć. Rozejrzałam się dookoła i stanęłam ja wryta w ziemię.
- Boże, Justin tu jest pięknie. Jak znalazłeś to miejsce? - Byliśmy na dach jakiegoś magazynu. Wokół rozpościerał się las i wielkie jezioro z pomostem. Byłam zachwycona.
- Przez przypadek. Sam nie wiem jak dokładnie. A teraz zapraszam, kolacje podano. - zaśmiał się, a ja razem z nim. Usiedliśmy do małego stoliczka nakrytego białym obrusem. Justin odkrył nam talerze i nalał wina do kieliszków. Jedliśmy, rozmawialiśmy i piliśmy wino. Było bardzo przyjemnie i romantycznie. W pewnym momencie Justin wstał, po czym uklęknął przede mną na jedno kolano.  
- Jessica, kochanie tyle razy już sprawiłem, że przeze mnie cierpiałaś, a ty nadal mi wybaczałaś. Jesteś wspaniałą matką naszych dzieci i moją dziewczyną. Nie wiem co bym zrobił, gdybyś mnie zostawiła. Chyba bym się zabił.... Wiesz jak bardzo cię kocham i ........ . Nie wiedziałem, że będę się, aż tak stresować, że zabraknie mi słów. Jess wyjdziesz za mnie?



Od Autorki:
Miał być dłuższy, ale nie chciałam was już dłużej trzymać bez rozdziału. Jestem teraz u babci i pisze z telefonu, więc jak są jakieś błędy to wybaczcie.
Jest ktoś kto mógłby mi zrobić szablon?
Dziękuje za wszystkie komentarze i wyświetlenia. Jesteście najlepsi!!

wtorek, 23 lipca 2013

The Versaile Blogger

Nominację dostałam od:
http://you-and-me-together-forever-jb.blogspot.com/
                             i
http://she-will-be-loveed.blogspot.com/

Bardzo wam dziękuje. To moja pierwsza taka nominacja. Nie wiem co powiedzieć tak się cieszę. Jeszcze raz bardzo dziękuje.



Zasady konkursu:
1. Podziękować nominującemu bloggerowi u niego na blogu.
2. Pokazać nagrodę The Versatile Blogger.
3. Ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie.
4. Nominować 15 blogów, które na to zasługują.
5. Poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów.



1. To moja pierwsza taka nominacja. Nie wiem co powiedzieć tak się cieszę. Jeszcze raz bardzo dziękuje.



2.


3.   * Mam na imię Agata.
      * Mam 16 lat.
      * Jestem Belieber od ponad 2 lat.
      * Chciałabym mieszkać w Ameryce.
      * Dostałam się do swojej wymarzonej szkoły.
      * Byłam na koncercie JB w Polsce.
      * Jestem strasznie wredna ;)

4. Nominuję:

niedziela, 14 lipca 2013

Rozdział 38

            Wstałam bardzo wcześnie. Zeszłym na dół do kuchni. Wyjęłam szklankę z szafki i bałagan sobie soku pomarańczowego. Wypiekami wszystko. Stwierdziłam, że już nie zasnę i posprzątać dom. Najpierw zabrałam się za łazienkę, a następnie za kuchnie. Wyszorowałam dokładnie wszystkie szafki i płytki. Umyłam podłogę i wytarłam kurze. Gdy już wszędzie było czysto wzięłam się za przygotowywanie obiadu. Dzisiaj zrobiłam frytki, rybę i sałatkę. Carmen będzie smakować, bo uwielbia frytki. Gdy wszystko miałam już uszykowane wstawiłam do lodówki. Później tylko usmażę. Poszłam na górę. Po cichu zajrzałam do pokoju Drew. Nie spał już, tylko rozglądał się dookoła. Podeszłam do łóżeczka i pocałowałam małego w główkę, po czym wzięłam na ręce. Na jego małej buźce pojawiło się coś na kształt uśmiechu. Cały czas kiedy na niego patrzę nie mogę przestać. To niesamowite, jak matka kocha swoje dzieci. Są dla mnie najważniejsze. Oddałabym za nie życie, gdyby zaszła taka potrzeba. Jak tak mu się przyglądałam przypominało mi się kiedy Carmen była taka mała. Wydaje się jakby to było wczoraj, a tu proszę ma już 4 latka. Zaraz idzie do przedszkola, Justin pewnie wyjedzie w trasę, aja zostanę sama z synkiem. Dobrze, że go mam. Wcale nie żałuje, że tak szybko zostałam matką. Pewnie, gdyby nie tamte wydarzenia wszystko potoczyłoby się inaczej, ale tak jest dobrze. Mogę dziękować Bogu, za to, że mam takie, a nie inne życie.
- Choć kochanie, idziemy do tatusia. - mówiłam do niego, a on się ciągle uśmiechał i rozmawiał po swojemu. Weszliśmy do sypialni. Myślałam, że Justin wraz z małą jeszcze śpią, ale oni leżeli sobie na łóżku i oglądali bajki. Gdy tylko nas dostrzegli, oboje jak na zawołanie zerwali się z łóżka. Ukucnęłam z dzieckiem, aby Carmen mogła go przytulić. Bieber stał z boku i nam się przyglądał.
- Mamusiu! Drew się uśmiechnął do mnie. - zawołała szczęśliwa. - Zobacz on mi ścisnął rękę i nie chce puścić. - na jej twarzy widniał ogromny uśmiech.
- On tak pokazuje, że cię kocha, słoneczko. - rozpierała mnie radość. Dla takich chwil, właśnie warto żyć.
- A kiedy będę mogła się z nim bawić? - zapytała.
- Już nie długo. Teraz muszę go nakarmić. Choć na łóżko, jak chcesz możesz popatrzeć. - usiadłam na środku, aby koło mnie mogła usiąść jeszcze córeczka i mój narzeczony, który uwielbia patrzeć jak karmię. Na początku trochę się krzywiłam, bo mały łobuz mnie gryzł, ale po chwili już zassał i nie bolało.
- Jeszcze się ze mną nie przywitałaś.  - powiedział Justin, jak nosił Drew po pokoju, aby mu się odbiło.
- Ojej. Już się poprawiam. - zaśmiałam się i wstałam. Podeszłam do niego i chwilę się drażniłam, zanim dostał upragnionego całusa.

Przez cały dzień bawiliśmy się wszyscy razem. Spędziliśmy czas bardzo rodzinnie. Po południu nawet wpadła do nas Pattie. Widziałam jak ukradkiem rozmawia o czymś z Justinem, ale nie chciałam być namolna, więc o nic nie pytałam. Około godziny osiemnastej moja przyszła teściowa stwierdziła, że musi się zbierać, ale zabierze do siebie na noc dzieci. Byłam zdziwiona. Jednak coś w mojej głowie zaczynało świtać.l To wszystko to pewnie sprawka Justina. Przez pół godziny szykowałam rzeczy dla dzieci i ciągle miałam wrażenie, że o czymś zapomniałam. Nie chciałam dawać Drew do babci. Nie to, że jej nie lubię czy coś, tylko się martwiłam. Przecież on był jeszcze taki malutki. A jak coś mu się stanie?
- Kochanie co się dzieje? - zapytał Justin wchodząc do pokoju naszego synka, w którym szykowałam potrzebne Pattie rzeczy.
- Bo Drew jest jeszcze taki malutki. Nie chcę go zostawiać. Co będzie jak coś mu się stanie? A jak twoja mama sobie nie poradzi? - wytłumaczyłam mu, a on mocno mnie do siebie przytulił.
- Nie masz się o co martwić. Mama na pewno sobie z nimi poradzi. Przecież mnie wychowała i nic mi nie jest. Poza tym będzie u niej tylko przez jeden dzień i to nie cały, bo rano już po niego pojedziemy. - dał mi całusa w czubek głowy i ponownie mocno przytulił. - A jak zobaczysz co dla ciebie przyszykowałem. - wymruczał mi do ucha, przegryzając je.
- Już wszystko jasne. Wiem dlaczego chcesz się pozbyć dzisiaj dzieci. - zaśmiałam się i cmoknęłam go w usta. Wróciłam do pakowania torby, a Justin wyszedł z pokoju.



- Pa słoneczko. - mówiłam przytulając do siebie Carmen. - Bądź grzeczna u babci. - pogłaskałam ją po główce, a ona pokiwała twierdząco główką i wsiadła do auta. - Moje małe skarby. - wyszeptałam zabierając synka z rąk Justina. Przytuliłam go mocno i pocałowałam w czółko. Dalej miałam pewne obawy, ale to chyba jak każda matka. Ostatni raz jeszcze dałam mu całusa i oddałam Pattie. Ona posadziła go w foteliku.
- Bawcie się dobrze. - powiedziała machając nam i wsiadając do samochodu. Odjechali.
- No to teraz do mycia. Szybko, bo nie mamy za dużo czasu. - powiedział Justin i wziął mnie na ręce, po czym zaniósł do łazienki.
- Gdzie mnie zabierasz? - moja ciekawość już zdążyła się włączyć.
- Niespodzianka. - posłał mi całusa w powietrzu.
- No Justinnnnn. - jęknęłam - nawet nie wiem co mam ubrać.
- Ubierz się elegancko i seksownie. - powiedział puszczając mi oko i wyszedł z pomieszczenia, zostawiając mnie samą natłokiem myśli. Jemu to tak wszystko prosto, a ja teraz się będę zastanawiać co na siebie włożę. Wykąpałam się, wysuszyłam i wyprostowałam włosy, zrobiłam sobie lekki makijaż i założyłam bieliznę. Wyszłam z łazienki i  od razu udałam się do garderoby. Stanęłam przed swoją szafą i kompletnie nie wiedziałam co mam na siebie założyć. Przekopałam całą szafę, aż w końcu znalazłam coś godnego mojej uwagi. Zwykła biała sukienka. (tutaj)




Od autorki:
Przepraszam za ciągłe opóźnienia, ale teraz miałam dużo na głowie. Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba.
Teraz kilka ważnych informacji!!!
1. Jest ktoś kto zrobiłby dla mnie szablon?
2. Kasuje całą listę informowanych i robię ją od nowa. Jeśli ktoś z was chce być informowany niech zostawi komentarz pod notką informowani, ale napisze do mnie na twitterze, bądź asku.

niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział 37

* Miesiąc później *


- Justin!!! - wołałam go już od 10 minut, a ten dalej nie przychodził. Pilnowałam Drew i w tym samym momencie starałam się zrobić obiad, ale mały ciągle płakał. Chciałam, aby Justin mi pomógł, ale on mnie ignorował.

 A tak zaczynając od początku, to po moim wyjściu ze szpitala przeprowadziliśmy się znów do Los Angeles, ale kupiliśmy nowy dom. Drew ma już miesiąc i jak na razie wszystko układa się po naszej myśli. Za tydzień ma przyjechać tata Justin z dzieciakami, żeby zobaczyć swojego wnuka.


- Justin!!!! Ile razy można cię wołać?! - powoli już traciłam cierpliwość. Wołam go po raz ostatni., Jak nie przyjdzie, to sam robi obiad. Krzyknęłam jeszcze raz, a w kuchni wreszcie pojawił się Bieber.
- Gdzie ty byłeś? Wołam cię już od 10 minut, a ty nic. - powiedziałam zła.
- Przepraszam. Byłem w garażu, grzebałem przy aucie i nic nie słyszałem. Dopiero teraz zawołała mnie Carmi. Co się stało kochanie? - zapytał przytulając mnie od tyłu i całując po szyi.
- Mógłbyś wziąć Drew na trochę, a ja skończę obiad? Jest strasznie marudny.
- Jasne. Idę z nim na górę. - pocałował mnie w policzek i poszedł na górę. Uśmiechnęłam się i wróciłam do przygotowania obiadu. Robiła spaghetti. Ulubione danie Justina i Carmen. Ugotowałam makaron, pokroiłam mięso i wrzuciłam na patelnie,. Chwilkę się podpiekło i dodałam wcześniej przygotowany sos. Jeszcze trochę doprawiłam i wszystko było gotowe. Poszłam na górę, sprawdzić co u moich dzieci. Weszłam do pokoju Carmen, a ona leżała na swoim wielkim łóżku i oglądała bajki. Powiedziałam jej, że ma zaraz iść do kuchni, bo jest obiad i wyszłam. Następnie udałam się do pokoiku Drew. Uchyliłam drzwi i wsunęłam głowę. Zastałam słodki widok. Maluch leżał w łóżeczku, a Justin czytał mu bajki. Na moją twarz od razu wkradł się ogromny uśmiech. Szerzej uchyliłam drzwi i weszłam do środka. Podeszłam do łóżeczka i pogłaskałam śpiącego synka.
- Justin, kochanie chodź na obiad. - wyszeptałam i zaczekałam, aż wstanie. Podniósł się, pocałowała mnie i poszliśmy na obiad. W kuchni czekała już Carmen. Justin usiadł do stołu, a ja nałożyłam na talerze porcje dla każdego z nas. Zjedliśmy obiad, śmiejąc się przy tym i rozmawiając. Justin pozmywał naczynia, a ja z córeczką poszłyśmy zobaczyć, czy Drew śpi. 
- Zobacz mamusiu jaki on jest malutki. Uśmiecha się do mnie. - mówiła szeptem Carmen, gdy byłyśmy u małego. Otuliłam go szczelniej kocykiem i wyszłyśmy, zostawiając uchylone drzwi, aby słyszeć, czy nie płacze. Carmen wróciła do swojego zajęcia, a ja z Justinem do naszej sypialni.
- Chwila wytchnienia. - westchnęłam i policzyłam się na łóżku, a obok mnie zaraz Justin.
- Dzisiaj nie było tak źle kotku. - powiedział całując mnie po szyi i schodząc coraz niżej. Zaśmiałam się i odchyliłam głowę w bok ułatwiając mu dostęp. Przekręciłam się w jego stronę i pocałowałam namiętnie. Z chwili na chwilę całowaliśmy się coraz zachłanniej. Było mi gorąco. Moje dłonie powędrowały do guzików od jego koszuli. Zaczęłam je odpinać, a po chwili materiał już leżał na ziemi. Pożądanie brało nad nami przewagę. Ręce Justina były wszędzie. Na podłodze lądowało coraz więcej naszych ubrań, aż zostaliśmy w samej bieliźnie. Już miał odpinać mój stanik, gdy ktoś zapukał do drzwi i zaczął je otwierać. Natychmiast wskoczyliśmy pod kołdrę i jak gdyby nigdy nic patrzyliśmy kto nam przeszkodził.
- Mogę? - swoją mała główkę wychyliła nasza córka.
- Tak, oczywiście, tylko poczekaj chwilkę za drzwiami, bo mamusia musi coś powiedzieć tacie, dobrze?
- Ychmmm. Dobra. - wyszła, a my zaczęliśmy się śmiać. Ostatni raz pocałowałam Justina i ubraliśmy się. Zawołaliśmy Carmen.
- Co chciałaś księżniczko? - zapytał Justin, gdy już siedziała miedzy nami na łóżku.
- Chciałam się przytulić do was. - powiedziała i po kolei przytuliła i pocałowała Justina i mnie.
- Mamusiu, a mogę spać dzisiaj z wami? - wyszeptała mi do ucha.
- Musimy spytać się jeszcze taty. - powiedziałam i połaskotałam ją w brzuch.
- Jak myślisz Justin? Nasz aniołek może spać dzisiaj z nami? - on się tylko zaśmiał i pomógł mi ją łaskotać. Bawiliśmy się tak, aż do moich uszu dobiegł płacz Drew. Wstałam i poszłam po niego. Przyniosłam go do naszego pokoju i usiadłam obok Justina. On nachylił się i pocałował synka w główkę. Wyjęłam jedną pierś ze stanika i dałam małemu. On od razu zaczął ssać. Widocznie był głodny. Nakarmiłam go, sprawdziłam, czy ma czysto w pieluszce i uspałam. Oddałam go Justinowi, żeby zaniósł go do łóżeczko, a sama poszłam wykąpać Carmen. Nalałam wody do wanny i dodałam trochę czekoladowego płynu. Pomogłam córce zdjąć ubrania i wsadziłam ja do środka. Dałam jej gąbkę namoczoną w płynie, aby w tym czasie umyć jej głowę. Nalałam na dłoń odrobinę jej karmelowego szamponu i wtarłam we włosy. Wyszorowałam ją dokładnie, spłukałam i owiniętą w ręcznik zaniosłam na nasze łóżko. Ubrałam jej piżamkę w misie i położyłam do spania. W tym czasie Justin już przyszedł od małego i oboje po kolei się wykąpaliśmy, aby następnie położyć się do łóżka obok aniołka i spać.





Od Autorki:
Tak oto jest rozdział :) oby wam się spodobał. Teraz mam wakacje, więc motywujcie mnie, abym częściej dodawała rozdziały :) Nie rozpisuje się za dużo tylko pozostawiam wszystko do waszej
oceny. Jedyne co to znowu przepraszam za długą przerwę. Możecie mi zadawać pytania na moim asku http://ask.fm/Agaulka

niedziela, 9 czerwca 2013

Rozdział 36


* Oczami Jessicy *


Obudziłam się w białej sali. Pierwsza myśl szpital i się nie myliłam. Rozejrzałam się po całej sali, Koło mojego łóżka siedział Justin z dzieckiem na rękach. Zaraz z dzieckiem? Automatycznie spojrzałam na swój brzuch. 
- Justin? - wychrypiałam. Miałam sucho w gardle. Koniecznie musiałam się czegoś na pić. Chłopak spojrzał na mnie, a na jego twarz wpełzł wielki, promienny uśmiech.
- Jessica... Obudziłaś się wreszcie. - złapał mnie za rękę wciąż trzymając dziecko.
- Co się właściwie stało? I to nasz synek? - mówiąc to miałam łzy w oczach. Miałam synka. Małego kochanego bobaska. 
- Zemdlałaś w domu, więc cię tu przywiozłem i okazało się, że to przedwczesny poród. - wytłumaczył mi. Podniosłam się na rękach i oparłam o poduszkę, aby być na siedząco.
- Dasz mi go na ręce? - zapytałam.
- Oczywiście. - natychmiast wstał i podał mi malucha na ręce. Był taki malutki. I cały podobny do Justina. Miał jego oczy, w kolorze mlecznej czekolady, nosek i cały był jego małą kopią.
Trzymałam chłopczyka na rękach i obserwowałam jak się uśmiecha. Byłam bardzo szczęśliwa. Miałam teraz dwójkę dzieci. Brakuje tylko Justina, ale.....
- Jest taki podobny do ciebie. - powiedziałam i przeniosłam wzrok na Justina. On się uśmiechnął.
- Jak go nazwiemy? - zapytał.
- Jeszcze się nad tym nie zastanawiałam. Masz jakieś propozycje?
- Może Jake? - szczerze nie za bardzo mi się podobało. Już wiedziałam jak chce nazwać synka.
- A co powiesz na Drew? - kątem oka spojrzałem na niego. Promiennie się uśmiechnął, a w jego oku zakręciła się łza.
- Naprawdę?
- Oczywiście, że tak. W końcu jesteś jego ojcem. Pamiętaj nie mogę zabronić ci kontaktu z dziećmi i podejmowania decyzji związanych z ich przyszłością. To też twoje dzieci.
- Wiem, że to moje dzieci, ale sama wiesz, że między nami nie jest za dobrze, dlatego myślałem, że nie pozwolisz mi wybrać imienia. - powiedział i spuścił głowę w dół.
- Justin.... Nie możesz tak myśleć. To, że my mamy jakiś problem nie znaczy od razu, że będę ci wszystkiego zabraniać. Nie mogłabym tak. - gdy to powiedziałam, on uśmiechnął się szeroko.
- A tak w ogóle gdzie jest Carmi? - chciałabym, żeby mój maluszek był tutaj z nami.
- Zasnęła wczoraj, więc mama ją zabrała do siebie. Kurcze miałem do niej zadzwonić jak już się obudzisz. - powiedział i wyciągnął telefon z kieszeni, a po chwili już rozmawiał z Pattie. Tylko się zaśmiałam z niego.
Spojrzałam na małego Drew i pocałowałam go w główkę. Byłam cholernie zmęczona, ale nie chciałam iść spać.


Po godzinie już była z nami Pattie i Carmen. Malutka zachwycała się braciszkiem, ale też widziałam, że coś jest nie tak.
- Słoneczko co się dzieje? - zapytałam gdy usiadła koło mnie. Teraz Pattie trzymała wnuczka na rękach.
- A teraz jak jest Drew to dalej będziecie mnie kochać? - zapytała. Trzęsła jej się broda, a oczy świeciły od łez.
- Co ty mówisz? Oczywiście, że dalej cię kochamy i będziemy kochać. To, że urodził się Drew nie oznacza, że przestaniemy ciebie kochać. Choć przytul się do mamy. - powiedziałam, a ona od razu mocno się we mnie wtuliła. - Moje kochane maleństwo. Kocham cię, pamiętaj o tym zawsze. - pocałowałam ją w główkę i jeszcze mocniej przytuliłam. Obróciłam głowę w stronę Justina i mamy.
- Co się stało? - wypowiedział bezgłośnie.
- Nic. Chodź do nas. - wyszeptałam, a on zaraz przytulał się razem z nami.
- A teraz tatuś będzie już mieszkał z nami? - zapytał aniołek, a ja nie wiedziałam co mam jej odpowiedzieć. Oczywiście, kocham Justina, ale wciąż mam obawy. Choć może warto dać nam drugą szanse. Ocknęłam się z zamyślenia i zauważyłam, że wszyscy na mnie patrzą. Uśmiechnęłam się.
- O to musisz spytać taty. To od niego zależy czy chce z nami mieszkać. - Pattie spojrzała na mnie zdziwiona i zarazem szczęśliwa, a Justin... zatkało go. Nie wiedział co ma powiedzieć. Chyba to jeszcze do niego nie dotarło.
- To co tatooo będziesz z nami już mieszkać - przeciągnęła.
- YYyyyy tak... Zaraz, czy ty mi wybaczyłaś? - spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Ja tylko pokiwałam twierdząco głową. Nie musiałam długo czekać, aż nasze usta złączą się w pocałunku.



Od Autorki:
Wiem, że znowu długo nic nie dodawałam, a ten rozdział niczym nie zachwyca, ale ostatnio nie potrafię nic napisać. Ten beznadziejny rozdział pisałam AŻ 3 dni. Rozumiecie?! Przez 3 dni udało mi się napisać tylko taki badziew. Jest mi strasznie wstyd, że publikuje takie coś i bardzo was za to przepraszam. Dziękuje wam za to, że jesteście dalej ze mną. Do następnego?

Ps. Jeśli macie jakiekolwiek pytania to założyłam aska. Link u góry w zakładce pytania. http://ask.fm/Agaulka

niedziela, 19 maja 2013

Rozdział 35

* 6 miesięcy później *


To już sześć miesięcy, odkąd mieszkam sama z Carmen w Atlancie. Jestem już w ósmym miesiącu ciąży. Jak na razie wszystko układa się wspaniale. Nie muszę się martwić o pieniądze, ponieważ okazało się, że moi rodzice już wcześniej przeczuwali, że coś będzie nie tak i przepisali wszystko na mnie, ale mieli też bardzo dużo oszczędności. Ja sama też nie jestem jakaś rozrzutna, więc na wszystko mi starcza. Carmi cały czas pyta się co mam w brzuchu, a jak jej odpowiadam, że siostrzyczkę albo braciszka to się strasznie cieszy i wymyśla imiona. Można by powiedzieć, że wszystko jest idealnie, ale wcale nie. Justin nie daje mi spokoju. Co tydzień, a nawet częściej jeśli może przyjeżdża do nas. Niby do Carmen, ale i tak zawsze znajduje jakiś pretekst żeby porozmawiać ze mną. Mam już powoli dość słuchania tych jego tłumaczeń. Ja świetnie daje sobie radę sama i on jest mi do niczego nie potrzebny. Niech idzie do swojej Selenki.
- Mamo kiedy przyjedzie tata? -córka już od trzech godzin męczyła mnie o to. Wczoraj jej kochany tatuś zadzwonił, że przyjedzie do niej i coś tam porobią na ogrodzie, bo kupił jej jakiś plac zabaw, a potem pojadą na lody. Nie byłam za szczęśliwa z tego powodu, ale nie chciałam się kłócić.
- Nie wiem Carmen. Jak przyjedzie to będzie. Idź do pokoju pobaw się lalkami czy czymś, a ja skończę obiad i trochę odpocznę.
 - No dobra. - dała mi całuska i pobiegła do swojego pokoju. Wreszcie miałam chwilę wytchnienia. Niby to dopiero szósty miesiąc, ale maluch już tak mi daje w kość, że nie mam siły na nic.
 Zabrałam się za krojenie kurczaka do kotletów francuskich. Potarkowałam ser, dodałam majonez, mąkę ziemniaczaną, pietruszkę i wszystko wymieszałam. Odstawiłam miskę na bok i zaczęłam obierać ziemniaki. Nie zdążyłam obrać nawet połowy garnka, bo zadzwonił dzwonek do drzwi. Powoli podniosłam się z miejsca i ruszyłam w kierunku drzwi. Weszłam na hol, a Carmen już stała przy drzwiach i otwierała.
- Tatuś - krzyknęła i rzuciła się mu na szyję. On złapał ją i zaczął przytulać. Słodko to wyglądało. Szkoda, że tak nie morze być codziennie.
- Cześć słoneczko. Co robiłaś dzisiaj?- zapytał ją, a ja obserwowałam jego twarz. Był przemęczony. Miał wielkie wory pod oczami i widać, że coś go trapi.
- Bawiłam się i mamusia się dzisiaj źle czuła. - o szlak! Tylko nie to.
- Źle się czułaś? - przeniósł wzrok na mnie.
- Nie. Carmen przesadza, zresztą nie muszę ci się tłumaczyć.
- Ale tu chodzi o moje dziecko i jedyną kobietę, którą kocham.
- Nie słodź. Chyba nie po to tu przyjechałeś. Możesz wziąć małą jak chcesz, ale za godzinę przyprowadź ją na obiad. - Carmen stała obok nas i krążyła wzrokiem to na mnie, to na Justina.
- Jessica proszę cię, porozmawiajmy. - powiedział błagalnie i wziął na ręce naszego aniołka, który stał obok niego i się niecierpliwił.
- O czym ty chcesz jeszcze rozmawiać? Będziesz miał dziecko z inną kobietą i myślisz, że mimo to, ja dalej będę potrafiła z tobą normalnie rozmawiać tak jakby nigdy się nic nie stało?!
- Ale ona wcale nie jest w ciąży! - krzyknął, a mnie zatkało. - Kłamała. - mówił dalej patrząc mi prosto w oczy.
- Muszę usiąść. - Zrobiło mi się słabo. Myślałam, że zaraz stracę kontakt z całym światem. Zaczęłam się chwiać. Bieber szybko podbiegł do mnie i złapał, zanim zdążyłam upaść. Ostatnie co zauważyłam, to przerażenie i strach w jego oczach.

* Oczami Justina *

Jessica zemdlała. Carmen zaczęła płakać, a ja nie wiedziałem, co mam robić. Byłem przerażony. Co będzie, jak coś się stanie jej, albo dziecku? Nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Ocknąłem się i chwyciłem ją na ręce.
- Carmen gdzie mamusia chowa klucze od domku? - zapytałem malucha, a ona podeszła do szuflady i wyjęła pęk kluczy.
- Chodź szybciutko. Musimy pojechać z mamusią do lekarza, dobrze? - pokiwała główką. - Wsiadaj do auta, a ja zaraz przyjdę.
- Dobzie tatusiu. - poszła do samochodu. Zamknąłem drzwi i położyłem Jess na tylne siedzenia. Carmi siedziała już z przodu na foteliku przypięta pasami. Natychmiast odpaliłem swojego Land Rovera i ruszyłem do szpitala.

 Na miejscu natychmiast zlecieli się lekarze i zabrali Jessice.
Czekałam tu już całe dwie godziny ze śpiącym dzieckiem na kolanach, a nikt nie raczył mnie powiadomić co z moją ukochaną. Gdy ktoś wychodził z sali mówił tylko, że nic jeszcze nie wiadomo i mam czekać na jakiegoś tam lekarza. Coraz bardziej się denerwowałem, aż w końcu wyszedł jakiś lekarz. Nie mogłem wstać, bo nie chciałem obudzić córki, więc sam podszedł do mnie. Z jego twarzy nie dało się nic wyczytać. Była jak z kamienia.
- Pan Justin Bieber? - zapytał. Spojrzał na moje kolana, gdzie spała dziewczynka i uśmiechnął się pod nosem.
- Mam dla pana ważną wiadomość. Myślę, że szczęśliwą. - dodał.
- Co z moją narzeczoną? - wymsknęło mi się. 
- Ma pan syna. - powiedział, a mnie zatkało. Jak kurwa?! Przecież to za wcześnie. Spojrzałem na niego spojrzeniem pod tytułem "Co ty do mnie koleś mówisz", a on się zaśmiał.
- Ma pan syna. - powtórzył.
- Cccco.. Co?! - wykrzyczałem i od razu skarciłem siebie w myślach. Przecież Carmi śpi.





Od Autorki: 
Bardzo was przepraszam, ale nie miałam wgl czasu i pomysłu na ten rozdział. Coraz częściej zastanawiam się nad zakończeniem tej historii i całej mojej przygody z pisaniem. Nie mam już pomysłów. Ten rozdział też jest totalną klapą, a pisałam go na historii. Jeszcze raz bardzo was przepraszam. Dziękuje z całego serca za wszystkie komentarze i odwiedziny na blogu. Przemyśle jeszcze co zrobić z tym blogiem. Jedyne co wiem, to na 100% skończę to opowiadanie.