- Justin..... Boże, jjjjjjaaaa...... jjjja nie wiem, co mam ci odpowiedzieć. Z jednej strony bardzo bym tego chciała, a z drugiej cholernie się boje. Proszę cię daj mi chwilkę. - spojrzał na mnie smutnym, a zarazem błagalnym spojrzeniem. Podeszłam do samego końca dachu. Podziwiałam cały krajobraz wokół mnie. W mojej głowie panował totalny chaos. Nie umiałam się na niczym skupić. Biłam się z myślami, a to wszystko przez te jedno pytanie.
- Jess? - usłyszałam gdzieś za sobą. Obróciłam się, a moje usta od razu napotkały te tak dobrze znane malinowe wargi. Oboje pogrążyliśmy się w namiętnym pocałunku. W tej chwili wszystkie moje myśli wyparowały. Pragnęłam tylko jednego, Justina.
Nasz pocałunek przeradzał się w coraz gorętszy. Hormony buzowały. Żadne z nas nie chciało i nie miało zamiaru tego przerywać. Justin wziął mnie na ręce, nie przestając całować. Zbiegł schodami w dół budynku. Otworzył jedne z drzwi, a moim oczom ukazała się mała, przytula sypialnia.
Położył mnie delikatnie na łóżko, sam kładąc się nade mną. Przejechałam rękoma wzdłuż jego tortu, rozpoznając po kolei każdy guzik jego koszuli. Natychmiast zrzucił ją z siebie i przystąpił do rozpinania mojej sukienki. Po krótkiej chwili leżeliśmy nadzy w swoich objęciach wciąż obdarowując się pocałunkami. Justin przeniósł dłonie na moje piersi i zaczął he masować i ugniatać. Jego pocałunki zjechały wzdłuż szyi po brzuch. Wiłam się z rozkoszy. Czułam się jakbym to wszystko przeżywała po raz pierwszy. Justin spojrzał mi w oczy pytająco. Pokiwałam głową na tak, a on już we mnie wchodził. To było jak błogosławieństwo. Krok ku wielkiej rozkoszy. Poruszał się we mnie szybko, stanowczo, ale za razem delikatnie. Obydwoje sapaliśmy z wysiłku.
- O Boże....... - wyjęczałam mu do ucha.
- Wystarczy Justin kotku. -zaśmiał się i pocałował mnie.
- Jusssss... mocniej. - czułam, że już długo nie wytrzymam. Mój ukochany wykonał moje polecenie, a chwilę później oblała mnie fala niesamowitej rozkoszy.
- Wyjdę za ciebie kochanie. - wyszeptałam mu do ucha i zasnęłam wtulona w jego ciepły tors.
Następnego dnia obudziłam się nadal w ramionach mojego narzeczonego. Mam nadzieję, że tym razem podjęłam słuszną decyzję i nic nie obróci się przeciwko mnie.
Spojrzałam na Justina. Już nie spał tylko się mi przyglądał.
- Dzień dobry kochanie. - wyszeptał i pocałował mnie w usta. Uśmiechnęłam się i pogłębiłam pocałunek.
- Musimy wstawać. - powiedziałam i przeciągnęłam się. powoli podniosłam się z łóżka idąc po swoje ubrania.
- Nie uciekaj mi.
- Wstawaj Carmen i Drew się za nami stęsknili. Nie zapominaj, że mamy dzieci,które nas potrzebują. - skarciłam go delikatnie. Nic przecież nie poradzę na to, że jak nie widzę swoich dzieci dłużej niż 4 godziny, to robię się nerwowa.
- Nie martw się jest z nimi mama.Jak tak bardzo ci zależy to już wstaje. - posłał mi smutny uśmiech i zaczął się ubierać.
W niecałą godzinę byliśmy z powrotem w domu. Przy dżwiach przywitała nas Carmen, a zaraz w salonie słodki śmiech Drew.
- Byłaś grzeczna królewno? - zapytał Justin łaskocząc córeczkę, która śmiał się w niebo głosy.
- Tak tatusiu, byłam. - wykrzyczała przez śmiech. Ja w tym samym czasie rozmawiałam z Pattie i karmiłam synka. Brakowało mi tego hałasu mimo, że nie było nas tylko przez wieczór i noc.
!!!!!!!WAŻNE!!!!!!!
OD AUTORKI:
Jeśli dalej tak będzie, to to ostatni rozdział, który dodaje. Ja się naprawdę staram, a tylko 4 osoby potrafią wyrazić swoją opinię o rozdziale. Nie proszę was o komentarze na dwie strony A4. Wystarczy tylko jedno słowo np czytam, choć dłuższym komentarzem nie pogardzę, a na pewno postaram się poprawić jakiekolwiek błędy.
Więc teraz tak:
Jeśli będą 23 komentarze będzie nowy rozdział. Nie mówię, że od razu gdy tyle się nazbiera, ale na pewno przerwa nie będzie dłuższa niż tydzień.