poniedziałek, 18 marca 2013

Rozdział 31

* 3 tygodnie później *

Justin już od trzech tygodni jest w trasie. Wyjechał dosłownie chwilę po tym, jak usłyszałam urywek tej dziwnej rozmowy. nie wiem co u niego, nic nie wiem. Jedynie to co powie mi Carmen. Tak, dzwoni na mój telefon tylko po to, aby porozmawiać z córką. Nie mam pojęcia co dalej będzie z nami, a co gorsza obawiam się, że jestem w ciąży. Od tygodnia mam zawroty głowy i wymiotuje. Do tego spóźnia mi się miesiączka. Boję się co będzie, jeśli moje przypuszczenia okażą się trafne. Przecież na dobrą sprawę ja już nikogo oprócz córki nie mam. Rodzice zginęli, babcia z dziadkiem też już dawno nie żyją. Reszty rodziny nie znam, bo nigdy z nimi nie utrzymywaliśmy kontaktów. Wracając do teraz. Jak tylko Justin pojawi się w domu musimy poważnie porozmawiać. Jutro Carmi zostaje z Pattie, bo umówiłam się do lekarza na 11.00. Mam, małą nadzieję, że to tylko zwykły stres, albo coś w tym rodzaju.
- Mamusiu... - podeszła do mnie moja malutka, gdy tak siedziałam na łóżku w swojej sypialni i rozmyślałam.
- Słucham kochanie. Dlaczego płaczesz? - zapytałam jak dostrzegłam, że po jej pulchniutkich policzkach ciekną łzy.
- Tatuś juź mnie nie kosia. - wychlipała. - Nie zadzwonił do mnie dzisiaj.
- Kwiatuszku, tatuś cię kocha. Pewnie nie miał czasu i jutro do ciebie zadzwoni. - wytłumaczyłam jej, posadziłam na swoje kolana, mocno przytuliłam i ucałowałam w czółko.
- A mogie dzisiaj śpać ź tobą?
- Oczywiście, że tak. Połóż się tutaj ładnie, a ja się umyję , przebiorę i zaraz do ciebie wracam. Ok?
- Tiak. Psyniesiesz mi mojego misia od tati? - zapytała, a ja w odpowiedzi pokiwałam tylko głową na tak.
Udałam się do łazienki, wzięłam prysznic i przebrałam się w piżamę. Włosy wysuszyłam ręcznikiem, rozczesałam i zawinęłam w koka. Poszłam jeszcze do pokoju mojej księżniczki i zabrałam stamtąd jej misia. Wróciłam do siebie i spojrzałam na łóżko. Dziewczynka już słodko spała. Położyłam się obok i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
W nocy kilka razy budziłam się przez moją córeczkę. Miała wysoką gorączkę. Aż trzydzieści dziewięć i trzy stopnie. Wystraszyłam się nie na żarty. Mała była ospała i marudna. Już chciałam wzywać nawet pogotowie, ale zrezygnowałam z tego. Po co mam ją dodatkowo stresować? Będę obserwować dalej jej stan i jak nie będzie takiej potrzeby to dopiero jutro wezwę lekarza do domu.

* Rano *

Wstałam wcześnie. Ubrałam się, delikatnie pomalowałam. Carmen jeszcze spała. Usiadłam obok niej na łóżku i przyłożyłam swoją dłoń do jej czoła, aby sprawdzić czy nie ma temperatury. Nie miała. Te leki co jej w nocy podałam musiały pomóc i zimne okłady. Zostawiłam ją w spokoju i poszłam do kuchni. Zadzwoniłam do lekarza, lecz nie mógł teraz przejechać bo miał dyżur. Powiedział mi co mam robić w razie gdyby znowu dostała wysokiej gorączki. Przyjedzie za około dwie godziny.
Przyszykowałam jakieś kanapki na śniadanie, herbatę i wróciłam do sypialni.
- Mamusia? - o, aniołek się obudził.
- Tak kochanie. - położyłam tacę ze śniadaniem na szafkę nocną i usiadłam obok mojego maleństwa.
- A tatuś juź psyjechał? - zapytała.
- Niestety nie słoneczko. - serce mi się krajało, gdy widziałam te łezki w jej oczach.
- Dzwonił do mnie jak spałam? - no i co ja mam jej powiedzieć? Ten dupek się nie odzywa, a ona tęskni.
- Jeszcze nie dzwonił, ale na pewno to zrobi jak tylko będzie miał chwilkę czasu. Jak si.ę czujesz? Już lepiej?
- Boli mnie brzuszek i głowa. - powiedziała znów mając szklane oczy.
- Choć zmierzymy gorączkę, a później odwiedzi cię pan doktor. - zakaszlała niepokojąco mocno.
-Męczy cię kaszel? - zapytałam wyciągając termometr z pudełka i wkładając dziecku pod pachę.
- Yhm. - wychrypiała i w tym samym momencie urządzenie zaczęło pikać. Spojrzałam na wskaźnik. Znowu ma temperaturę. Trzydzieści dziewięć stopni. Wystraszyłam się, bo to już nie przelewki. Złapałam za telefon i wykręciłam numer do przychodni. Rozmawiałam znów z tym samym lekarzem co wcześniej. Kazał mi sprawdzać temperaturę dziecku i jak tylko znów zacznie rosnąć jechać do szpitala. Denerwowałam się co raz bardziej. Najgorsze jest to, że zostałam z tym wszystkim sama, ale cóż jakoś muszę sobie poradzić. Bobrze, że chociaż auto mi zostawił ten idiota.
- Mamusiu zimno mi.
- Choć do łóżka. Szybciutko pod kołderkę. - wzięłam ją na ręce i zaniosłam do łóżka, bo wcześniej chciała do toalety, więc teraz byłyśmy w łazience. Położyłam ją na miejsce Justina i przykryłam szczelnie pierzyną.
- Chcesz coś do picia?
- Soczku pomarańczowego. - powiedziała i zmęczona przymknęła oczy.
- To zaraz ci przyniosę. - pogłaskałam ją po główce i wyszłam z pokoju. Zeszłam na dół po ten sok. Nalałam do szklanki płynu i zaniosłam dziecku.
- Może zjesz coś? Zrobiłam wcześniej kanapki. Z twoim ulubionym serkiem. - zachęcałam, ale już po minie widziałam, że jej nie przekonałam.
- Nie. Chciem tilko pić. - podałam jej kubeczek i spojrzałam na zegarek. O matko już dziesiąta? Jak ten czas szybko leci. Co?! Dziesiąta?! Zapomniałam, że mam umówioną wizytę u ginekologa. Muszę zadzwonić i wszystko przełożyć.
- Słoneczko ja zaraz przyjdę. Muszę gdzieś zadzwonić, a ty śpij. Wyszłam z pokoju i zadzwoniłam do przychodni.
- Dzień dobry nazywam się Jessica Smith. Chciała bym przełożyć moją wizytę na inny termin. Tak. Najlepiej na za tydzień. Bobrze. Dziękuje bardzo i przepraszam. Do widzenia. Wszystko załatwione. Teraz zostaje mi tylko czekać na przyjazd lekarza.
- Carmen muszę ci jeszcze raz sprawdzić gorączkę. - powiedziałam i podałam dziecku termometr. Włożyła go sobie pod pachę. Po odczekaniu odpowiedniego czasu wzięłam urządzenie do ręki. Trzydzieści dziewięć i osiem stopni. Serce już miałam w gardle. Natychmiast wyskoczyłam z łóżka do garderoby. W ekspresowym tempie założyłam na siebie jakieś ubrania i podeszłam do córeczki. Już było z nią coraz gorzej. Zaczynała majaczyć i popłakiwać. Ale co się dziwić kiedy tak małe dziecko ma aż tak wysoką gorączkę? Owinęłam ją w gruby koc i wzięłam na ręce. Złapałam telefon i kluczyki od auta. Wbiegłam do garażu z dzieckiem na rękach. Posadziłam ją na fotelu pasażera, żeby móc w razie czego ją podtrzymać. Zapięłam pasami i usiadłam za kierownicą. Odpaliłam auto i z szybkością błyskawicy wyjechałam na jezdnie. Po piętnastu minutach byłam już na miejscu. Zabrałam Carmen i wbiegłam do szpitala i krzyczałam prosząc o pomoc. Natychmiast pojawił się jakiś lekarz. Zabrał ode mnie dziecko i udał się do jakiejś sali. Ruszyłam za nim. Zabrali ją na badania, a mi kazali czekać.
Już od około godziny siedzę na korytarzu jak struta. Dalej nie wiedziałam co się dzieje z moim aniołkiem. Drzwi od sali, w której ją badali otworzyły się i wyszedł ten sam doktor, który ją ode mnie wziął.
- Przepraszam, co z moim dzieckiem? - pytałam zrozpaczona. Ten tylko spojrzał na mnie i westchnął.
- Nie za dobrze. Pani córka ma zapalenie płuc. Co prawda to dopiero początek, ale nie będę oszukiwał. Nie wygląda to za dobrze. Może pani do niej wejść. - nie zastanawiając się dłużej wbiegłam do sali. Carmen spała podłączona do maski tlenowej, żeby mogła spokojnie oddychać. Łzy stawały mi w oczach jak na nią patrzyłam. Usiadłam na krześle obok jej łóżka. Głaskałam ją po główce i całowałam w czółko, gdy odezwała się moja komórka. Spojrzałam na wyświetlacz. To Justin. Odrzuciłam to połączenie i trzy kolejne też. Dopiero teraz sobie przypomniał, że ma rodzinę?! Niech spada. Dobijał się cały czas, aż w końcu odebrałam.
- Czego chcesz? - warknęłam.
- Dlaczego nie odbierasz telefonu? Daj mi Carmen. - zaśmiałam się ironicznie.
- Jaki przykładny tatuś. Ona nie może teraz rozmawiać. - powiedziałam głosem wypranym z wszelkich emocji.
-Nie będziesz mi zabraniać rozmowy z córką. Daj ją do telefonu. - słyszałam po jego głosie, że jest wściekły.
- Ty idioto. Carmi leży w szpitalu, a ty nawet nie odbierałeś wczoraj telefonu. Baw się dalej, ale nie miej do mnie pretensji, jak pewnego dnia się obudzisz, a obok już nikogo nie będzie. Więcej nie obiecuj dziecku, że do niej zadzwonisz, jak nie dotrzymujesz słowa. - nerwy mi puszczały i zaczynałam krzyczeć.
- Jak to jest w szpitalu?! Co ty pieprzysz Jessica?! - darł się jak nienormalny do tej słuchawki.Nie wytrzymałam i się rozłączyłam. Wyłączyłam telefon i schowałam do torebki. Byłam na niego wściekła, za to ,że robił mi wyrzuty. Jak śmiał? To ja zajmuje się cały czas dzieckiem, a nie on. Kretyn tylko rozbija się po świecie i od czasu do czasu przypomni mu się, że ma córkę do której wypadało by zadzwonić. Ciekawe, czy pofatyguje się do nas, czy może zleje całą sprawę. Siedziałam tak cała zdenerwowana i obserwowałam wciąż śpiącą dziewczynkę. W pewnej chwili zrobiło mi się słabo i duszno. Kręciło mi się w głowie, a przed oczami miałam już tylko ciemność. Czułam jak upadam.




Od Autorki:
 Bardzo przepraszam, że tak późno dodaje, ale w szkole mam mega zamieszanie. Jestem przewodniczącą klasy i wszystko jest na mojej głowie. Ale już jest. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Chociaż mi osobiście się nie podoba. Dziękuje za wszystkie komentarze i wyświetlenia. Jesteście najlepsze. Do następnego.
PS. Jak chcecie się ze mną zobaczyć przed koncertem to piszcie na Twitterze.

5 komentarzy:

  1. OMG OMG jakie czady podjarałam się i wkurzyłam naraz ;/ Czadd ;D ,czekam na nn ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wajny rozdział czekam na nn :*

    OdpowiedzUsuń
  3. omg! Świetne. Błagam niech się okaże, że ona jednak nie jest w ciąży ploszzee.. to jest mega wciągające. Ciekawa jestem co teraz Justin zrobi czy przyjedzie znowu się z nią skontaktuje czy całkowicie ich oleje . Wgl jestem ciekawa o kogo chodziło jak rozmawiał przez telefon rozdział wcześniej :)
    czekam na nn <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Podoba się nam...spokojnie hihi :*
    Czekan na nn :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział;) Mam nadzieję, że wszystko się im ułoży. Czekam na nn;)

    OdpowiedzUsuń