*Oczami Justina*
Nie wiem co się stało. Jess po tym telefonie zaczęła płakać i prawie zemdlała. Mówiłem do niej, ale tak jakby ona tego w ogóle nie słyszała. Martwię się. Postanowiłem jeszcze raz zapytać się jej co się stało.
-Jess? Kochanie? Co się stało? - pytałem.
-Moi rodzice... nieee... żyją - wychlipała i wtuliła się w moją klatkę. Jej rodzice? Jak to możliwe?! Przecież dopiero co wylądowali. Już zaczęli oswajać się z nowym miejscem a tu takie coś?
Spojrzałem na swoją dziewczynę. Nie mogłem znieść jej cierpienia. Sam nie wiem co bym zrobił gdyby moja mama zginęła. Chyba bym się załamał, a ona straciła obojga rodziców. Pocałowałem mojego skarba w czoło i jeszcze bardziej ją w siebie wtuliłem. Czekałem aż zaśnie, aby móc iść trochę ogarnąć. W końcu po godzinie płakania zasnęła z wyczerpania. Udałem się do Carmen sprawdzić, czy śpi. Spała, więc poszedłem do kuchni ogarnąć po naszym nieskończonym obiedzie. Zadzwoniłem również do mamy i opowiedziałem co się stało. Była wstrząśnięta tą wiadomością. Sama wraz z mamą Jessicy były przyjaciółkami. Powiedziała, że za pół godzinki u nas będzie. Zastanawiałem się jak to teraz będzie. Jess pewnie się załamie i wszystko spadnie na moje barki.
Po godzinie czasu dotarła moja mama. Na telefon mojej dziewczyny znowu dzwonili z policji. Odebrałem i wszystko uzgodniłem. Dowiedziałem się, że jej tata miał jakieś problemy z mafią i to dlatego chcieli się przeprowadzić. Musieli jak najszybciej uciec, aby nic nie stało się mnie, Carmen i ich jedynej córce. Z tego co się dowiedziałem wynikało również, że cały swój majątek przepisali na matkę mojego dziecka. Teraz siedzimy sobie z mamą i Carmi w salonie. Jest siedemnasta dwadzieścia pięć. Moja ukochana dalej śpi.
- Justin kto zabił Margaret i Johna? - zapytała nie mama.
-Jakaś mafia. Mamo czy Margaret nie wspominała ci, że ma jakieś kłopoty, albo coś w tym stylu? - miałem nadzieję, że może ona coś wie, ale jak się później okazało nadzieja matką głupich.
Do około 20 tak sobie rozmawialiśmy i bawiliśmy się z moją córką. W między czasie mama zrobiła kolację, a ja co jakiś czas zaglądałem do Jess.
Po godzinie czasu dotarła moja mama. Na telefon mojej dziewczyny znowu dzwonili z policji. Odebrałem i wszystko uzgodniłem. Dowiedziałem się, że jej tata miał jakieś problemy z mafią i to dlatego chcieli się przeprowadzić. Musieli jak najszybciej uciec, aby nic nie stało się mnie, Carmen i ich jedynej córce. Z tego co się dowiedziałem wynikało również, że cały swój majątek przepisali na matkę mojego dziecka. Teraz siedzimy sobie z mamą i Carmi w salonie. Jest siedemnasta dwadzieścia pięć. Moja ukochana dalej śpi.
- Justin kto zabił Margaret i Johna? - zapytała nie mama.
-Jakaś mafia. Mamo czy Margaret nie wspominała ci, że ma jakieś kłopoty, albo coś w tym stylu? - miałem nadzieję, że może ona coś wie, ale jak się później okazało nadzieja matką głupich.
Do około 20 tak sobie rozmawialiśmy i bawiliśmy się z moją córką. W między czasie mama zrobiła kolację, a ja co jakiś czas zaglądałem do Jess.
*około 4 miesięcy później*
Tyle czasu już minęło od pogrzebu moich rodziców. Pogodziłam się z losem, choć było mi bardzo ciężko. Miałam przy sobie kochającego chłopaka, córeczkę i Pattie. Sprawa z zabójstwem moich rodziców się wyjaśniła. Podobno tata jak był młody należał do jakiegoś gangu i tak cała jego przeszłość kroczyła za nim aż do tamtego dnia. Z tego co przekazała mi policja nie mieli ich zabijać, ale tata n ie chciał im zapłacić więc załatwili sprawę inaczej. Nigdy nie myślałam, że mój ojciec mógł mieć tak mroczną przeszłość. A teraz już chyba nic mnie nie zaskoczy.
Nasza Carmi ma już 1,5 roczku. Potrafi już składać krótkie zdania. Zrobił się z niej mały diabełek o wyglądzie aniołka. Nic nie można zostawić na wyciągnięcie jej ręki, bo zaraz już tego niema. Gdy coś jej zabronię zaraz na cały dom krzyczy za Justinem i mówi, że mama jest nie dobra, bo jej czegoś nie pozwala. W domu nie ma już chwili spokoju, czy relaksu, ale mi to nie przeszkadza. Jestem dumna, że mam tak wspaniałe dziecko. Od samego rana Justin chodzi jakiś pod denerwowany. Wieczorem wszyscy troje i Pattie mamy iść na kolację. Nie mam pojęcia o co może chodzić. Strasznie się denerwuje przez to wszystko.
-Kochanie weź Carmen, mamę i może idźcie na zakupy? Musisz dzisiaj wyglądać olśniewająco na kolacji. - powiedział, a ja się ogromnie ucieszyłam. Dawno nie byłam na zakupach i ma rację przydało by mi się coś nowego. Małej też bym musiała kupić jakąś sukienkę, bo powoli ze wszystkiego wyrasta.
- No jasne, świetny pomysł. To ja ubiorę dziecko, a tu jak byś mógł zadzwonisz do mamy i powiesz, że za chwilkę po nią będziemy? - zapytałam choć i tak wiedziałam, że się zgodzi.
- Niema sprawy.
Pobiegłam szybko na górę. W łazience poprawiłam włosy i makijaż. Weszłam do garderoby i w biegu przebrałam się. (link)
- Carmen! - zawołałam córeczkę.
- Cio mamusiu? - wystawiła swoją malutką główkę za drzwi od swojego pokoju.
- Choć kochanie. Idziemy na zakupy. Mamusia kupi ci jakąś ładną sukienkę na dzisiejszą kolację. - gdy tylko usłyszała o sukience na jej twarzy wyskoczył wielki, promienny uśmiech.
- Tiaką jak ti? Ladną?
- Oczywiście. Wybierzesz sobie taką jaką będziesz chciała.
- To na cio cekas? Idemy. - stanęła i założyła ręce na biodra. Zaśmiałam się. Złapałam ją za rączkę i wróciłyśmy się do jej pokoiku. Przebrałam ją (link) i zeszłyśmy na dół.
- Jak moje księżniczki pięknie wyglądają. - zagwizdał Justin i wziął Carmen na ręce. Ucałował ją w czółko i postawił spowrotem.
- To my już idziemy. Pa kochanie. - dałam mu buziaka w usta i czekałam na małą.
- Papa tatusiu. - pomachała mu.
Otworzyłam auto. Posadziłam mojego szkraba w foteliku i usiadłam na swoje miejsce. Odpaliłam auto i ruszyłyśmy w drogę. Po 10 minutach Pattie już siedziała z nami w samochodzie. Następnie po około 15 minutach dotarłyśmy do naszego celu, czyli galerii handlowej. Już w pierwszym sklepie znalazłam dla siebie odpowiedni zestaw na tą kolację i nie zastanawiając się więcej kupiłam go. Po mnie przyszedł czas na Carmi, która zniecierpliwiona cały czas pytała kiedy kupię jej tą sukienkę. Gdy tak patrzyłam na jej twarzyczkę od razu uśmiechałam się jeszcze bardziej. Mama Justina tylko kręciła głową i się śmiała.
Złapałam córkę za rękę i udałam się z nią do sklepu dla dzieci. Tam mała nie wiedziała w którą stronę iść. Oczka aż jej się świeciły na widok tych wszystkich ciuszków. Oczywiście jak to Carmen na jednej sukience się nie skończyło i wybrała mnóstwo rzeczy. Na szczęście Justina, bo to jego kartą płaciłam, udało mi się ją namówić na dwie sukienki, bluzeczkę spodenki, torebeczkę i buciki. Mała była niezadowolona, że nie mogła mieć wszystkiego, ale cóż. Nie mogę jej na wszystko pozwalać bo mi na głowę wejdzie. Co z tego, że ma bogatych rodziców. Niektóre dzieci nie mają nawet połowy z tego wszystkiego. Nic jej nie brakuje i to jest najważniejsze. Gdy już opuszczałyśmy ten sklep zauwarzyłam, że moja przyszła teściowa gdzieś zniknęła. Dostrzegłam ją przy wystawie w sklepie obok. Wisiała tam piękna sukienka, a Pattie stała i się zachwycała.
- Baba nio! Na cio ti cekas?! - zapytał mój maluszek tupiąc nogą o kafelki, a my z jej babcią tyko wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Właśnie mamo? Na co czekasz? Już do przymierzalni. - naśladowałam moją córeczkę. Pattie nie zastanawiając się dłużej szybko ruszyła w stronę wcześniej wspomnianego pomieszczenia.
- I jak? - zapytała gdy już wyszła?
- Jej. Zatkało mnie wyglądasz bosko. - powiedziałam.
- Pienknie! - wykrzyczał mój aniołek. A Pattie na te słowo ucałowała ją w główkę i zniknęła ponownie za zasłoną w przebieralni. Po chwili już całą trójką byłyśmy przy kasie uregulować rachunek. Kolejnym naszym celem była mała kawiarenka na rogu ulicy. Gdy już weszłyśmy do środka i zajęłyśmy stoliki Carmi od razu zamówiła sobie kremówkę, a my z mamą po jabłeczniku i kawie. Zjadłyśmy desery, przy czym mała cała się wymazała na buźce i musiałam ją zmywać. Po udanym dniu wróciłyśmy do domu. Justin już tam na nas czekał. Była dopiero szesnasta, a kolację mamy na dziewiętnastą, ale mała była tak zmęczona, że położyłam ją spać. Sama zeszłam na dół i pooglądałam z Jusem trochę telewizję, następnie koło siedemnastej trzydzieści poszłam wziąć prysznic i zaczęłam się szykować.
Od Autorki:
Bardzo was przepraszam za tak długą nie obecność, ale miałam totalny zastój. Codziennie starałam się coś napisać i wychodziły mi z tego tylko 2 w miarę sensowne zdania. Ale mam nadzieję, że już tak nie będzie. Zmieniłam wygląd bloga. Wiem, że nie zachwyca, a nawet może i odstrasza, ale no cóż. Jesteście ciekawi co wydarzy się na kolacji? Ja już wiem! Dziękuje również za wszystkie odwiedziny i komentarze. Mam nadzieję, że dalej ze mną jesteście. Całuje i do następnego. Mam nadzieję, że szybciej niż ten.
Ps.Niedługo kończą mi się niestety. A wy macie już ferie, czy jeszcze nie?
trochę się dziwnie potoczyło z tą mafią, ale chyba Juju chcę jej się oświadczyć, sex w łóżku, ślub i następne dziecko. lol
OdpowiedzUsuńSpoko rozdział czekam na następny))
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na nowy rozdział, który pojawił się przed chwilą: http://justinstories.blog.onet.pl/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ; *
Olla.
Zszokowało mnie z tą mafią i śmiercią jej rodziców. Myślę że on się jej oświadczy na tej kolacji i takie tam :) Czekam na kolejny rozdział. @bieber69jerry
OdpowiedzUsuńwooow;D tego się nie spodziewałam.., że mafia? woow;D
OdpowiedzUsuńhmm.. czyżby jus chciał się jej oświadczyć ?
a tak przy okazji fajny wyglad bloga;p
Czekam na nn<3
zapraszam do siebie na nowy rozdział, który pojawił siew nocy: http://justinstories.blog.onet.pl/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ; *
Olla.